Każda mama, a zwłaszcza mama lubiąca gotować - bo to zadanie najczęściej spoczywa na barkach mam - pewnie pamięta nerwowe oczekiwanie na moment, w którym będzie mogła podać maluszkowi pierwszą łyżeczkę samodzielnie przygotowanego dania. Niby to nic takiego - ugotować marchewkę, rozdrobnić ją i nakarmić malucha. Żadna filozofia.
Przyznam szczerze, że mnie na początku przerosło to zadanie - miałam w głowie za dużo znaków zapytania - jaka marchewka, ile, jak ugotować, czym rozdrobnić, jak podać? W dodatku mój synek ma skłonność do alergii i bardzo wrażliwy brzuszek, dlatego musimy bardzo uważać na to co je. Teraz jestem już nieco 'mądrzejsza', więc postanowiłam podzielić się z Wami moimi doświadczeniami, a przy okazji utrwalić pierwsze kulinarne próby :)
Zanim zabierzemy się za gotowanie warto upewnić się, że mamy odpowiedni sprzęt.
Gotowanie
Eksperci do spraw żywienia zalecają gotowanie na parze, więc przyda się parowar lub koszyk do gotowania na parze. Na rynku są dostępne urządzenia wielofunkcyjne parowar i blender w jednym oraz sterylizator, podgrzewacz butelek i parowar. Koszt pierwszego to około 350 złotych, drugiego od 150 złotych w górę. Ja mam opory przed gotowaniem i sterylizowaniem butelek w jedym urządzeniu i z funkcji parowara nie korzystam.
Oczywiście przyda się też mały rondelek ze stali nierdzewnej.
Rozdrabnianie
Przygodę z wprowadzeniem nowych smaków zaczynamy od podawania papek. Oczywiście można usłyszeć głosy naszych mam i babć, które twierdzą, że rozgniecenie widelcem wystarczy, jednak bezpieczniej jest przetrzeć warzywa przez sitko bądź rozdrobić blenderem. Na początku przecieraki do warzyw się nie sprawdzają - mają za duże oczka. Z mojego doświadczenia wynika, że najwygodniejsze jest małe sitko perlonowe - pamiętajmy, że zaczynamy od 2-3 łyżeczek papki. Sitko perlonowe sprawdzi się też przy przygotowywaniu przecierów owocowych.
Karmienie
Niektórym może się wydawać że kolorowe miseczki i łyżeczki to tak naprawdę gadżet i sposób na wyciagnięcie pieniędzy od rodziców, a w zupełności wystarczy porcelanowa miseczka lub kubek i łyżeczka od herbaty. Pamiętajmy, że maluchy są szybsze od światła -:) porcelanowa miseczka może w mgnieniu oka wylądować na podłodze, a metalowa łyżeczka może dotkliwie poranić wrażliwe podniebienie maleństwa. W sklepach z artykułami dla dzieci znajdziemy sztućce z melaminy i z silikonowymi końcówkami. Mnie najwygodniej jest karmić synka łyżeczką z miękką silikonową końcówką - jest bardziej elastyczna i mam wrażenie bezpieczna. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę, by sztućce miały atest. Miseczki - wygodne są płaskie z zaokrąglonym dnem i krawędziami. Taką z ostrymi krawędziami dziecko może się poranić. Na początku nie sprawdzą się miseczki z przyssawką. Warto zainwestować w sprawdzone marki, zwykłe miseczki i łyżeczki są być może tanie, ale nie zawsze bezpieczne. Co jakiś czas pojawiają się w mediach doniesienia o szkodliwości farby bądź tworzywa, z którego wykonano miseczkę, czy widelec. Znane duże firmy nie mogą sobie pozwolić na tego typu wpadki i dbają o jakość. Nigdy nie wiadomo, co Wasz maluch zechce zrobić z pustą miską - mój synek ostatnio postanowił wylizać swoją :)
Ochrona osobista ;)
Umorusane dzieciaki przesłodko wyglądają na zdjęciach. Pamiętajmy, że brudna buzia = brudna mama. Pieluchy tetrowe, małe ręczniczki, śliniaki z ceratką - warto mieć przynajmniej tyle, ile karmień :) I raczej nie planujcie karmienia tuż przed ważnym wyjściem ;)
W następnym wpisie przeczytacie o rozterkach słoiczek/domowe gotowanie :)