Jednym z piewszych smaków, które pamiętam jest 'zupka dzidziusiówka', którą mama gotowała dla mnie i dla siostry - delikatny bulion warzywny z kaszą manną i odrobiną masła. Gotuję ją do tej pory - zwłaszcza, gdy mam jakiś kłopot lub tęsknię za domem.
Z pierwszej świadomej kulinarnej podróży na Krym przywiozłam miłość do owoców morza, zwłaszcza świeżych krewetek sprzedawanych wprost z wiadra na ulicy. Poznałam tam też smak dojrzewających w prawdziwym słońcu arbuzów i delikatnych brzoskwiń. Zachwyciły mnie pomidory - kształtem przypominające długą paprykę - duże rzymskie? Słodkie, aromatyczne, mięsiste.
Tam też poznałam smaki orientu - kuskus, pilaw, bogactwo przypraw. Pokochałam jagnięcinę.
Potem tych podróży było kilka, z każdej przywiozłam jakieś wspomnienia :). Na mojej wytęsknionej liście są:
- świeże owoce morze - normalnie niedostępne u nas
- jagniecina (zdobycie jej w Łodzi stanowi nie lada wyzwanie)
- brzoskwinie z Krymu
-chorwackie figi
-świeży razowy chleb z kminkiem ze Lwowa (nauczyłam się piec sama, ale to nie to)
- holenderski harring
- w zimie świeże truskawki ze śmietaną
- przez cały rok - mango - prawdziwe, dojrzewające na drzewie nie do zdobycia u nas.
- często moje ulubione danie - kotleciki jagnięce marynowane w rozmarynie i pieczone bataty :)