Ta historia rozpoczęła się kilkanaście dni temu, bo to właśnie wtedy wysłałam zaproszenie do Musztardy Prymat ... zaprosiłam Ją do swojego domu...
... i w końcu przyjęła moje zaproszenie :)
Natychmiast rozpoczęły się więc poszukiwania miejsca w moim domu, w którym czułaby się najlepiej, ale…
…nie czuła się szczęśliwa ani wśród powitalnych transparentów na Jej cześć…
…ani wśród innych słoików w spiżarni pomimo, że były do Niej pozytywnie i kolorystycznie nastawione…
…ani w lodówce wśród Jej starych znajomych ze sklepowej (s)półki…
…szczęśliwa poczuła się dopiero w mięsnym otoczeniu - w swoim naturalnym środowisku – nie kryła zresztą swojej radości z przebywania wśród kiełbasek i boczku…
…odtąd przebywa w moim domu tylko w takim towarzystwie, bo w nim czuje się najlepiej i jest naprawdę szczęśliwa, że po wielodniowej odstawce na półce sklepowej wreszcie może się do czegoś przydać i sprawić innym smaczną radość :)