popłynęłam

Od jakiegoś czasu jestem na kawowym odwyku - staram się pić jedną filiżankę napoju kawopodobnego dziennie. Napoju kawopodobnego, bo niestety nie zawsze mam czas wyskoczyć do Costa Cafe czy małej palarni na prawdziwą kawę, a w pracy dostępne jest tylko americano. W domu na kawę już jest za późno.
Najbardziej lubię sobotnie i niedzielne poranki, gdy otwieram puszkę, wyjmuję z niej lniany woreczek wypełniony nieregularnymi jasnobrązowymi ziarnami, sięgam po wyrzebany na holenerskim pchim targu ceramiczny młynek i zaczynam ceremonię parzenia. Biorę przefiltrowaną wodę, napełniam kawiarkę, ogrzewam filiżanki.Przeważnie w piekarniku dochodzą muffiny albo babeczki drożdżowe. Ziarna mielone ręcznie mają delikatniejszy smak, nie narzewają się w czasie mielenia i oddają więcej aromatu do naparu.
Druga kawa weekendowa to typowa creama z ekspresu ciśnieniowego, idealna na leniwe popołudnia - minimum wysiłku, maksimum przyjemności.
W upalne dni miksuję filiżankę kawy z gałką lodów waniliowych...
Dobrze, że już prawie weekend