A wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Otóż mój kochany mąż ma w zwyczaju robiąc zakupy przynieść nieco więcej produktów niż prosiłam... :) Bardzo nie lubię, gdy coś się marnuje (na szczęście bardzo rzadko mi się to zdarza, a i tak jedzenie nie ląduje w koszu tylko oddaję je zaprzyjaźnionemu gospodarzowi, za co później mam zdrowe, domowe jaja). Czasem, gdy czytam lub słucham ile ton żywności jest po prostu wyrzucanych do kosza to włos mi się na głowie jeży, bo cyfry są zatrważające! A tak naprawdę potrzeba tylko trochę chęci, by z nadmiaru żywności wyczarować jakieś smakołyki.
Inna rzecz, że najwyższa pora zacząć robić zakupy rozsądnie i bez zbytnich zapasów, bo na szczęście żyjemy w czasach, gdzie można sobie kupić nawet 3 plasterki wędliny czy jedno jajo.
To nie jest już era "hurtowych"zakupów, gdzie trzeba było brać ile tylko się dało, bo nie wiadomo było, kiedy znowu coś "rzucą"...
Tak więc gdy w mojej spiżarce wylądował pokaźnych rozmiarów brokuł zastanawiałam się co zrobić z takim dorodnym warzywkiem. Część przerobiłam do zapiekanki, a z pozostałością zastanawiałam się tylko chwilkę. Jako, że od kilku tygodni bawię się w pieczenie drożdżówek pomyślałam sobie, co mi szkodzi? Przecież w razie draki, tzn. gdyby nie wyszły, to i tak pewnie je zjemy. Przecież piekę je tylko dla moich bliskich, a oni dla mnie są bardzo wyrozumiali :)
Z brokułem zaprzyjaźniłam się dopiero kilka lat temu, ale jak raz go skosztowałam, wiedziałam, że nieraz będę po niego sięgała. Jest smaczny, zdrowy i można go zastosować do wielu potraw. Mi osobiście najbardziej smakuje z niego zupa krem lub jako dodatek do zapiekanki. Poza tym jest świetnym składnikiem głównym niejednej sałatki, co tylko ją wzbogaca i smakowo i kolorystycznie. Przygotowując brokuła należy tylko pamiętać, że najlepiej smakuje ugotowany al dente, czyli gotujemy go w gorącej, osolonej wodzie przez kilka minut, po czym odcedzamy i przelewamy zimną wodą, by nie stracił swojego pięknego, zielonego koloru.
Brokuł ok., ale z czym go połączyć? Wystarczyło tylko zajrzeć do lodówki i już wiedziałam. Żółty ser będzie idealnie do niego pasował. Poza tym ja zawsze powtarzam, że na kanapce mogę nie mieć wędliny, ale gdyby ktoś zabrał mi ser to byłaby dla mnie największa kara :) Podobnie jak z jabłkiem-dzień bez sera to dzień stracony :) Ja nawet czasem sięgam do lodówki i od czasu do czasu podkradnę sobie plasterek, tak na poprawę nastroju :)
Tyle tematem wstępu, czas na konkrety. Do upieczenia drożdżówek z brokułem i serem musimy przygotować:
NA CIASTO:
drożdże świeże 20 g
mąka pszenna 440 g
mleko 2 % 4/5 szklanki
olej 1/4 szklanki
sól 1/2 łyżeczki
cukier 1/2 łyżeczki
jajo do posmarowania wierzchu 1 szt
NADZIENIE:
różyczki brokuła 250 g
ser żółty 75 g
zioła prowansalskie
Tradycyjnie wszystko rozpoczyna przygotowanie zaczynu, bez którego w ogóle nie moglibyśmy mówić o cieście drożdżowym. W tym celu drożdże rozpuszczamy z cukrem, dodajemy część podgrzanego mleka i tyle łyżek mąki, by zaczyn miał konsystencję gęstej śmietany. Odstawiamy na ok. 10 min. by zaczyn nieco podrósł. Po tym czasie dodajemy pozostałą mąkę, resztę mleka, sól i olej i mieszając wyrabiamy ciasto. Gotowe przykrywamy ściereczką i ustawiamy w ciepłym miejscu na ok. 100 min.
Tak na marginesie to teraz z ciepłym miejscem nie ma problemu, bo chyba każdy z nas rozpoczął już sezon grzewczy.
Gdy ciasto spokojnie sobie rośnie my w tym czasie gotujemy wodę, dodajemy ok. 1 łyżeczki soli i wrzucamy umyte różyczki brokuła. Gotujemy dosłownie kilka minut, po czym odcedzamy, przelewamy zimną woda i studzimy. Następnie blendujemy go na papkę, dodajemy starty na małych oczkach żółty ser i mieszamy doprawiając do smaku ziołami.
Wyrośnięte ciasto przekładamy na blat podsypany mąką i wałkujemy na kształt prostokąta. Na prawie całej powierzchni rozkładamy nadzienie, następnie ciasto zwijamy w rulon i tniemy paski grubości ok. 5-7 cm. Na środek przyciskamy patyczek, by zrobiło się wgłębienie.
Gotowe przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i odstawiamy do napuszenia na ok. 10 -15 min. W zasadzie ostatnim elementem jest posmarowanie bułeczek rozbełtanym jajem, by skórka nabrała pięknego, złotego koloru.
Pieczemy w temp. 180 stopni przez ok. 30 min. Ten czas daje nam możliwość obserwowania, jak cudownie rosną i się rumienią, ale także jest sprawdzaniem naszej cierpliwości, a u mnie z tym akurat nie jest najlepiej :)
Te drożdżóweczki bardzo nam smakowały jedzone "saute", ale także super się sprawdziły jako dodatek do zupy krem.
Co zaś się tyczy rukoli. Przyznam szczerze, że zdecydowanie bardziej wolę szpinak, czy roszponkę, ale okazało się, że rukola także potrafi sprawić niespodziankę. Otóż gdy zupełnie nie wiedziałam już do czego wykorzystać jej nadmiar, przyszedł mi do głowy pomysł na pesto. I to był strzał w dziesiątkę!!! Dodatek migdałów, słonecznika, oliwy z oliwek i żółtego sera sprawiły, że smak rukoli odkryłam na nowo! Po prostu niebo w gębie :) I to wszystko dzięki mojemu kochanemu mężowi! Ja bym bez niego chyba zginęła... :)
Tak więc tym razem wszystko zaczynamy od przygotowania farszu. Do niego będziemy potrzebowali:
NA PESTO:
rukola 1 porządna garść
migdały 12-15 szt
pestki słonecznika 2 łyżki
oliwa z oliwek 5-6 łyżek
ser żółty 50 g
NA CIASTO:
mąka pszenna 250 g
drożdże świeże 12 g
oliwa z oliwek 1 łyżka
woda 1/2 szklanki
sól 1/2 łyżeczki
cukier drobny 1/3 łyżeczki
jajo do posmarowania wierzchu 1 szt
migdały
Umytą rukolę wrzucamy do blendera. Migdały zalewamy wrzątkiem, obieramy ze skóry i dodajemy do rukoli, podobnie jak oliwę, słonecznik i ser. Całość rozdrabniamy na pulpę. W razie potrzeby można doprawić do smaku.
Teraz ciasto.Podobnie jak wcześniej najpierw robimy zaczyn, z tym, że mleko zastępujemy wodą. Odstawiamy zaczyn na kwadrans do podrośnięcia. Następnie dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy ciasto, które odkładamy na kolejne 15 minut. Po kwadransie możemy już zacząć działać :) I teraz wszystko zależy od tego jak duże chcemy drożdżówki. Ja zdecydowałam się na większy rozmiar, wobec czego ciasto podzieliłam na 4 części i każdą z nich rozwałkowałam na kształt koła. Na środek kładłam nadzienie, rozsmarowałam je na całej powierzchni i zwinęłam jak naleśnika. Końcówki założyłam pod spód. I najważniejszy element nasze zabawy :) Przecinamy końcówki w taki sposób, by środek pozostał w jednym kawałku, a rozcięcia dodatkowo obracamy, by farsz był widoczny.
Odkładamy znowu na jakieś 10 min., by w tym czasie spokojnie sobie podrosły. Potem już tylko smarujemy rozmąconym jajem i środek posypujemy drobno pokrojonymi migdałami. Wkładamy do nagrzanego do temp. 190 stopni piekarnika i pieczemy ok. 30 minut.
Po upieczeniu śmialiśmy się, że kształtem przypominają kość dla psa, więc przekroiłam je na pół. Co by nie mówić. Kształt schodzi na drugi plan, gdy się je skosztuje. Naprawdę smakują wybornie!
Cieszę się, że po raz kolejny moje zabawy z ciastem drożdżowym i jego nadzieniem okazały się mieć szczęśliwe zakończenie :)))
Wam również źyczę sukcesów na polu drożdżowych wypieków, bo efekt końcowy jest zawsze zachwycający :)
