...W miarę upływu czasu swoją przydomową sadową kuchnię zaczęłam coraz częściej zamieniać na tę prawdziwą. Podczas Świąt Bożego Narodzenia corocznym rytuałem było wspólne pieczenie pierników. Mama przygotowywała ciasto, a ja ze starszą siostrą, potem także i młodszą, siedziałyśmy w fartuszkach przy stole i wykrawałyśmy foremkami różnego kształtu pierniki, zawsze też musiał zostać przygotowany piernikowy bałwan :) Całe w mące, ale zadowolone, układałyśmy pierniki na blasze, a gdy ostygły, lukrowałyśmy z wielką frajdą. Kiedy w domu miała odbyć się jakaś uroczystość, np. urodziny bądź imieniny, zawsze pomagałam mamie w kuchni przygotowywać dania, a siostry w tym czasie raczej zajmowały się sprzątaniem domu i przygotowywaniem stołu. Ten podział ról w tej chwili nieco się zatarł, bo i siostry pomagają w kuchni, ale ja zawsze jestem jako pierwsza przy mamie, by jej pomóc. Dopóki nie wyjechałam na studia, raczej sama nie gotowałam, od czasu do czasu przyrządziłam pizzę, sałatkę albo surówkę. Dopiero po wyjeździe z domu musiałam w pełni zacząć gotować sama, ale nie był to dla mnie żaden problem - od tego dnia, czyli od prawie 5 już lat, radzę sobie sama w kuchni całkiem nieźle, próbuję nowych przepisów, stare udoskonalam, a najważniejsze dla mnie jest to, kiedy moja potrawa smakuje innym i proszą o dokładkę - to dla mnie największa nagroda :)