Będąc dzieckiem, dziwiłam się, że moja Babcia kupuje duże ilości kawy mielonej oraz ziarnistej, choć Ona i Jej goście pili głównie cappuccino. Pewnego razu zostałam u Babci dłużej i zobaczyłam, że zaparzyła sobie kawę mieloną popularnej wówczas marki. Zdziwiłam się i swe zaskoczenie głośno okazałam mówiąc „Babciu to Ty pijesz w ogóle TAKĄ kawę”? „Nie, dziecko, wolę czekoladowe cappuccino, przecież wiesz, ale mielonej kawy używam do wszystkiego, z wyjątkiem picia”. I faktycznie....
Po kilku minutach, gdy kawa się dobrze zaparzyła, Babcia przelała ją przez sitko, do płynu dolała jeszcze trochę wody i poszła do łazienki, aby umyć włosy. Gdy były już czyste, przepłukała je roztworem z kawy i widząc moje zdziwione oczy, uświadomiła mnie, że taka mikstura odżywia włosy, przez co bardziej się błyszczą, a nadto mniej wypadają. I faktycznie, gdy będąc już trochę starsza, zaczęłam od czasu do czasu płukać włosy w takim kawowym roztworze, koleżanki zaczęły się dziwić, że po farbowaniu moje włosy zawsze ładnie się błyszczą i to bez względu na to, czy u fryzjera byłam dzień czy dwa miesiące wcześniej. Jedna z nich, pozazdrościwszy mi efektu, postanowiła też sobie zafundować taką kurację, tylko że rezultat był inny od zamierzonego. Aśka miała bowiem jasne blond włosy i po przepłukaniu ich kawą, pozostały jej brązowe pasma, gdyż kawa, oprócz tego, że odżywia, to bardzo dobrze farbuje. I tak odkryłam kolejne jej zastosowanie i czasem na Wielkanoc farbuję jajka w mocnym kawowym roztworze. I choć to nie od Babci dowiedziałam się, że kawa jest też doskonałym barwnikiem, to Ona pokazała mi inne jej zastosowania, jak choćby to, że od czasu do czasu podlewała kwiatki w domu fusami z kawy. Używała ich też do nawożenia róż w ogrodzie. I o dziwo, Jej kwiaty zawsze pięknie kwitły. Ususzone fusy wsypywała natomiast do woreczka (bawełnianego) i wkładała je co kilka dni na noc do butów, aby pochłonęły nieprzyjemne zapachy.
Garść kawy ziarnistej wsypywała natomiast do miseczki i wkładała ją do lodówki. Wymieniała ją co 2 tygodnie, dzięki czemu w lodówce też nigdy nie dało się wyczuć nieprzyjemnego zapachu.
Fusy ze świeżo zaparzonej kawy Babia mieszała też z gęstą śmietaną lub białkiem jajka i nakładała na kilkanaśnie minut na twarz i dekolt, dzięki czemu Jej skóra, mimo dość sędziwego już wieku, zawsze była promienna i gładka. Poinstruowała mnie też, że gdy do fusów dodam trochę oliwy z oliwek lub zwykłego oleju, będę mogła sobie nimi robić peeling, co pomoże mi zlikwidować cellulit.
I choć Babci od blisko 10 lat nie ma już ze mną, Jej rady zawsze będę pamiętać i wykorzystywać w życiu codziennym. Od kilkunastu lat, co najmniej raz w tygodniu robię sobie peeling, wykorzystując wyłącznie kawowe fusy i dzięki temu zawsze mam gładką skórę i zero cellulitu, a w kieszeni parę złotych więcej, bo nie muszę kupować specyfików ze sklepowej półki.
Fusów używam też, tak jak nauczyła mnie Babcia, do podlewania kwiatków w domu i do odświeżania butów, a całe ziarenka wkładam do lodówki. Dzięki temu kwiaty pięknie kwitną, a buty i lodówka pięknie pachną.
Świeżo zmieloną kawą posypuję zaś desery i ciasta z bitą śmietaną, a naparem z kawy mielonej nawilżam biszkopty. Kawą rozpuszczalną polewam zaś podłużne biszkopciki do Tyrajmisiu, popularnie zwanego tiramisu J.
A czy Wy używacie kawy tylko do picia ?
