Grzanki Elvisa

Przepis na owe grzanki wygrzebałam w książce „Nigella gryzie” autorstwa mojej ulubionej „bogini gotowania”- czyli Nigelli Lawson. Z pewnością jeszcze nie raz będę o niej wspominać na moim blogu, ale wracając do grzanek, to znalazły się one w rozdziale zatytułowanym „Trochę kiczu”. Elvisa bez wątpienia był Królem kiczu i jego tłusta przekąska zagościła w tym kiczowatym rozdziale, zaraz obok szynki w coca-coli, nie przez przypadek :o)
Banany, masło orzechowe, białe pieczywo. Dość osobliwe połączenie i do tego jeszcze podsmażone na maśle. Wiele kalorii, masa tłuszczu, właściwie nic zdrowego, ale smak genialny... W końcu wymyślił to sam Król. Pozwoliłam sobie jednak zmniejszyć nieco proporcje składników. Może i nie wypada poprawiać Króla, ale po prostu nie dałam rady inaczej :o)
GRZANKI ELVISA Z BANANEM I MASŁEM ORZECHOWYM
Składniki:
2 kromki białego chleba
łyżka masła
łyżka słonego masła orzechowego (takiego z fistaszków)
nieduży, dojrzały banan
Wykonanie:
Banana możemy rozgnieść widelcem lub pokroić w cienkie plasterki- ja wybrałam opcję z plasterkami, dzięki temu grzanka jest mniej „rozciapana”. Dwie kromki chleba smarujemy masłem orzechowym. Chleb można wcześniej podgrzać w tosterze- będzie bardziej chrupiący, ale według mnie nie jest to konieczne, co więcej, jak go podgrzejemy to grzanki nie będą się nam tak ładnie sklejać.
Na jednej kromce chleba układamy banana, przykrywamy drugą kromką i dokładnie dociskamy. Odkrajamy skórkę. Kanapkę kroimy w paski- dzięki temu ładniej się rumienią przy smażeniu, a co ważniejsze porcje są mniejsze :)
Pokrojone i dobrze dociśnięte mini kanapeczki smażymy na roztopionym maśle po parę minut z każdej strony, aż chleb pięknie się zarumieni. Wnętrze kanapek powinno być ciepłe, ale nie gorace. Zjadamy, delektując się wyjątkowym smakiem, oczywiście zapominając na chwilę o liczeniu kalorii.
Zdjęcie grzanek jest moje własne, prywatne:) natomiast zdjęcie Króla pochodzi ze strony www.elvis.com