Gdy w rodzinnym kręgu pojawia się myśl o czymś rozgrzewającym tudzież rozweselającym, to nagle czuje na sobie spojrzenia z przymrużeniem oka i miłym uśmieszkiem wszystkich zainteresowanych. Bo wiadomo, że w naszej rodzince grzańcem zajmowałam i zajmuję się ja. Podczas wspólnego rozgrzewania powstało już sporo naszych anegdotek, które często wspominamy.
Moim zdaniem najlepsze grzańce wychodzą ze swojskiego wina.
Składniki
- 1 l wina (najlepiej swojskiego)
- płaska łyżeczka cynamonu
- 6 - 8 goździków
- 4- 6 łyżek miodu (o słodkości decydujecie sami, dlatego najlepiej próbować)
- sok z połowy cytryny lub pomarańczy (można ale nie trzeba)
Do garnka wlewamy wino, dodajemy wyżej wymienione składniki i podgrzewamy na piecu, mieszamy i próbujemy.. Najlepiej dodawać dodawać miód, mieszać i kosztować, bo wszystko zależy od tego jakie macie wino, jeśli macie słodkie to możliwe że 1 łyżka wystarczy a może nawet nie trzeba będzie. Ważne, żeby nie zagotować naszej magicznej mikstury. Gotowy grzaniec przelewamy do kubeczków i serwujemy bliskim...
Kubeczek - nie więcej ... ;)