Po 3 godzinach lotu do Madrytu, 2 godzinach czekania w Madrycie, 12 godzinach lotu do Limy, godzinie czekania w Limie i następnej godzinie lotu do Cusco w końcu dotarliśmy. Poza centrum miasto wygląda jak jeden wielki slums. Strzecha, blacha falista i butelki to w zasadzie główny surowiec z którego buduje się domy a większość samochodów to wspaniałe Daewoo Tico.
Centrum czyli Plaza del Armas to już inna bajka, potężna katedra, niezliczona ilość kafejek i wszechobecna la Policia nosząca moro, z tarczami niczym zomowcy. Na początku czułem mega chorobę wysokościową, głowa i zatoki pulsowały razem z sercem, całe szczęście w kieszeni miałem angielski lek-cud na wszystko - paracetamol, nawet pomógł. Mimo mini problemów z naszym bagażem na początku, bólu głowy, hotelu w slumsowej części miasta , pierwszy dzień w Peru można zaliczyć do udanych. Jutro jedziemy do Ollontaytombo a potem Aguas Calientes, skąd już bardzo blisko do Macchu Picchu. Piątka.