Czy Wy też tak często macie,że choć byście nie wiem co zjedli,to nie jseteście w stanie zaspokoić smaku,który za wami chodzi???
Ja też tak ostatnio miałam...I nie pomogła czekolada,ogórki kiszone ani fasolka szparagowa w pomidorach...
Ciągle brakowało mi tego czegoś...
Aż postanowiłam pospacerować po ogrodzie. A nóż Mi przejdzie...Ale nie,wręcz przeciwnie...To skubnęłam malinkę,to pomidorka-ale ciągle to nie było to...
Aż przechodziłam obok grządki z pietruszką,która taaaak pięęęęknie pachniała.I to było TO! Ale jak? I z czym?
Jednak nie zastanawiając się długo zerwałam spory pęczek i pobiegłam szybko do domu...
A dalej już wszystko potoczyło się samo...
Szybko wymyłm i osuszyłam natkę,a następnie podzieliłam na małe "pęczusie"...
Szybko ukręciłam ciasto:
-
małe jajko
-
1/4 szklanki mleka
-
mąki na oko
-
szczyptę soli
-
szczyptę cukru
-
szczyptę proszku do pieczenia
Szybko namoczyłam moje "pęczusie" w cieście...
Szybko rozgrzałam olej i szybko usmażyłam "mój smak który za mną chodził"...
I SZYBKO ZJADŁAM!!!
I POWIEM WAM ŻE BYYYYŁO PYYYYSZNE...