Północno – zachodnia Rumunia znajduje się najbliżej Polski. Można do niej dojechać przez Słowację i Węgry po dość dobrych drogach. Od granicy w Barwinku do Oradei odległość to niecałe 400 km. Jednak aby posmakować smaków rzeczywiście lokalnych i rumuńskich, warto wyjechać nie tylko poza większe miasto, ale także zjechać z głównej drogi. W zakątkach możemy spotkać ludzi sprzedających lokalne specjały, owoce itp.
fot. Dominik Trojnar - stragany przy Jaskini Niedźwiedziej
Oprócz owoców kupowanych u lokalnych sprzedawców, warto zajechać w miejsce lokalnie turystyczne i spróbować rzeczy przygotowanych przez tamtejsze społeczności. Jednym z miejsc, gdzie warto zajrzeć, jest Jaskinia Niedźwiedzia (Peştera Urşilor). Zaraz przy niej znajduje się wiele straganów, na których tubylcy handlują swoimi alkoholami i nie tylko.
fot. Dominik Trojnar - wnętrze Jaskini Niedźwiedziej
W tamtym rejonie oraz w całej Transylwanii popularną przekąską jest potrawa zwana „Kurtos Kalacs” (opis na anglojęzycznej Wikipedii). Kurtos kalacs to ciasto pieczone (a właściwie grillowane) na drewnianych wałkach nad żarem. Po upieczeniu ciasto zdejmuje się z wałka. Po zdjęciu posypuje się je orzechami albo wiórkami kokosowymi albo cukrem albo cynamonem. W efekcie z wierzchu jest chrupiące a od środka miękkie. Warto zjeść je od razu, bo dość szybko wysycha i nie jest już takie smaczne, jak na początku. Kurtosz kolacz (tak się to wymawia) jest wymysłem węgierskim, ale rzadko spotyka się jeszcze robione je tradycyjnie i na żywo. Dlatego właśnie w Rumunii warto zapytać o ten specjał.
fot. Dominik Trojnar - stanowisko pieczenia Kurtos Kolacs
fot. Dominik Trojnar - dwa różne Kurtos Kolacs
W tym samym miejscu kupić można specjalne placki, podobne wyglądem do węgierskich langoszy, jednak smakują one całkiem inaczej. Wypełniane są już w fazie zlepiania ciasta – lokalnie tworzoną bryndzą lub dżemem (w innych rejonach spotyka się też inne nadzienie). Smakują wspaniale, szczególnie jeszcze ciepłe, bezpośrednio po usmażeniu.
Samą bryndzę także można kupić na tutejszych stoiskach. Tak samo jak lokalną słoninę oraz alkohole, syropy, nalewki i inne „procentowe” specjały.
To tylko kilka tutejszych potraw, aby poznać kulinarne smaki Rumunii, trzeba poświęcić więcej czasu i pobyć tu na dłużej, do czego bardzo zachęcam!