Pokrzywy i inne „jadalne chwasty”

Pokrzywy i inne „jadalne chwasty”
czyli moje pierwsze warsztaty z Muzeum Rozproszonym
Jakiś czas temu (nawet dość spory) brałam udział w świetnej wycieczce kulinarnej po Łodzi. To samo muzeum organizuje raz w miesiącu (tylko! Niestety!) warsztaty kulinarne na które zostałam zaproszona. Zdecydowałam się przyjść.
Wszystko odbywa się w przytulnej, ni to nowoczesnej ni to starodawnej kawiarni Litera Cafe. W miejscu tym już parę razy wcześniej byłam. Cały czas jestem jednak zachwycona jak gustownie wykończone jest wnętrze! Ciepło, miło i przyjemnie. Przekraczam prób, rozglądam się i widzę kilka pań siedzących przy kulinarnie zastawionych stołach. Podchodzi do mnie prowadząca i pyta: pani samotnie? Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to jakieś koło wsparcia, kiedy uzupełnia zdanie: w sensie, bez pary, tzn. w tym momencie, sama pani tu przyszła? Przytakuję i potwierdzam, ze jestem tu pierwszy raz. Zostaje mi wskazane miejsce obok „wyjadaczek” od których dowiaduję się, że warsztaty zaczęły się odbywać ponad rok temu! A ja nic o tym nie wiedziała?! W myśli stwierdzam, że muszą mieć kiepski marketing, po chwili poprawiam się jednak, że w sumie nie jest on potrzebny. Ludzi jest na tyle dużo by się cała impreza opłacała, na tyle mało, by było przytulanie.
Otrzymujemy do przeczytania „zapiski wariata” Tołstaja, czekamy jeszcze chwilę, a następnie prowadząca zaczyna snuć historię tegoż autora właśnie. Warsztaty są pod hasłem kuchni rosyjskiej, wzbogaca więc swoją wypowiedź o kilka ciekawostek z tym związanych. Następnie przechodzimy do przeglądania naszych miseczek. Mamy w nich: pokrzywę, lebiodkę, komosy białe, szczaw szpinak, lubczyk i liście winogrona. Dobra co niemiara :) Ochoczo zakładamy jednorazowe fartuszki. Już wiemy co będziemy robić: zielone pielmieni czyli małe, ziołowe pierożki.
Pełen skład:
2 garści liści młodej pokrzywy
1 garść młodych liści komosy białej
2 łodyżki lebiodki, same liście
4 liście szczawiu
2 garści szpinaku (dla smaku)
1 łodyżka lubczyku
1 młody liść winogrona
150 gram mąki
1 łyżka oleju rzepakowego
szczypta soli
40 ml wrzącej wody
60 gram białego sera
2 średnie (ugotowane ziemniaki)
2 łyżki bułki tartej
sól
2 łyżki stopionego (klarownego) masła
Wszystkie zioła sparzyłyśmy, a następnie delikatnie poddusiłyśmy na patelni. Potem zmiksowałyśmy całość w blenderze.
Ugniotłyśmy ciasto

z mąki, soli, oleju, 2 łyżkami zmikso
wanych roślin i wrzątku. Zwinięte w folie odłożyłyśmy na 20 minut
.
Resztę roślin wymieszałyśmy z pogniecionymi ziemniakami, serem, bułką tartą.
I zaczęła się zabawa :) Z ciasta wyrobiłyśmy cieniutki placek i powycinałyśmy bardzo małe kwadraciki (im mniejsze tym lepsze- słyszę nad głową), które napełniłyśmy i wrzuciłyśmy na wrzątek. Lepienia było co nie miała. Ale radość z czegoś nowego, ciekawe, wręcz nieziemska.
Podawać polane stopionym masłem.
Jeśli zaś chodzi o pokrzywy to usłyszałam cenną radę. Te rosnące przy drodze czy w środku miasta zupełnie się nie nadają. Chłoną dużo metali ciężkich przez co tracą swój zdrowotny charakter.
Najbardziej podobało się to, ze wszystkie użyte składniki, zerwane były przez prowadzącą. Sama natura! A zabawa przednia. Czekam na kolejne warsztaty. Ponoć mogą być...ryby :)