Dzień zaczął się dość wcześnie. Wstałam o zgrozo przed 8, wypiłam filiżankę herbaty, po chwili zorientowałam się, że w ferworze wczorajszych nagłych łazienkowych zakupów zapomnieliśmy o zakupach. Musiałam na szybko coś wymyślić. Mąka razowa, jogurt grecki, jajka, feta, oliwki i rozmaryn + silikonowe foremki = razowe muffiny. Szybkie zakupy i szybki lunch w 15 minut - parpadelle z sosem szpinakowym, w którym nie ma miejsca na zamienniki i odchudzacze - ma być mascarpone, żółtko, śmietana i dobra oliwa. Parpadelle koniecznie jajeczne, tym razem kupowane, ale można je zrobić samodzielnie. Mała rozgrzewka przed obiadem właściwym podanym późnym popołudniem - omułków na maśle w winno śmietanowym sosie. Tak naprawdę to wariacja na temat tradycyjnej francuskiej marinary - bez szalotek, z pomidorami. Dzieło uwieńczył deser - banany w sosie czekoladowym z mascarpone. Tak naprawdę to spójnikiem dzisiejszego menu był serek mascarpone, który ostatnio wrócił do łask.
I kilka obrazków z pochmurnej Bretanii