Zdaję sobie sprawę z faktu, że niewiele Mam same w tym czasie wezmą się za wypiek, ale zlecą komuś to wykonanie. Być może komuś z rodziny, być może Przyjaciółce... Ja właśnie tort robiłam dla Przyjaciół, choć powinnam powiedzieć bardziej, że specjalnie dla Julki. Szukałam jakiegoś fajnego przepisu na stronce, ale te które mi się podobają - nie nadają się na taką imprezę. Alkohol nie wchodzi w grę, świeże owoce również - bo ich po prostu nie ma. W alternatywie miałam swój tort pomarańczowy, ale ten dla Julki miał być bardzo duży.
No cóż... Słowo się rzekło... Trzeba było stawić czoła. Duży tort. Dla 18 osób (w tym dzieci) to przecież wystarczyłby średni chyba. No dobra... niech będzie duży. Tortownica o średnicy 28 cm to największa jaką mam. Używana... ale raczej do sernika. No i tak powstał największy tort jaki w życiu robiłam. Problemy jakościowe też udało mi się pokonać, ale problem - czy smaczne wyszło - pozostał problemem. Co prawda do czasu...
Polewa na tort to polewa jaką robię właśnie do tortu pomarańczowego. I ona będzie największym zgryzem. Ponieważ bardzo długo się ją ubija. Ja i tak ostatnimi czasy skracam mocno czas, przez co nie jest tak puszysta, ale muszą mi inni wybaczyć - bo choć robię ją siedząc na podłodze, to jednak nogi mi już dają znać o sobie. No cóż... wiekowa sie robię, przez co leniwsza też. W zależności od okazji można zrobić jakąkolwiek inną, a ponieważ to było Julki święto, więc musiała być jasna. I nawet nie brałam innej pod uwagę.
Biszkopt z 10 jajek spełnił całkowicie swoje zadanie. Podam składniki wyjątkowo w szklankach, bo robię wszystkie biszkopty wg starego przepisu Cioci Kazi, gdzie mam wszystko zapisane właśnie tak. Co prawda zawsze ważę wszystko i podaję w dekagramach, ale tu chciałam jak najszybciej uporać się z ciastem. Dodam jeszcze, że ten biszkopt to najlepszy prawdziwie biszkoptowy biszkopt z jakim w życiu mialam do czynienia. Ilość jajek zmieniam sobie w zależności od kaprysu czy też potrzeby. Dodaję do niego różnych rzeczy zamiast części mąki. Zawsze wychodzi idealnie. Tym razem, pomimo iż w trakcie ucierania ciasta zabrakło mi miski (ech... nie wzięłam tego pod uwagę, ale wzięłam i tak największą jaką miałam) i musiałam kombinować z drugą, to po wymieszaniu całości i upieczeniu i tak okazalo się, że biszkopt jest idealny. Zrobiłam jednak zasadniczy błąd - nie sprawdziłam czasu pieczenia. Przepraszam, ale nigdy nie sugeruję się zegarkiem tutaj, tylko zapachem i widokiem. Jednak to mniej więcej zawsze się przydaje i tak podam, ale proszę wziąć pod uwagę fakt, że różne piekarniki różnie pieką, co w przypadku biszkopta ma ogromne znaczenie.
Kremy - to to, co większość zjadających przeraża. Sama nie lubię mazistych, ciężkich kremów, które zapychają niemiłosiernie. Chciałam aby było w miarę lekko i stonowanie. Nie za słodko - bo sama polewa jest bardzo słodka. Chciałam kolorystycznie też ułożyć jakoś... ładnie. Zrobiłam trzy masy - czekoladową (skorzystałam z robionej od lat do innego tortu masy, gdzie alkohol zastąpiłam wodą pomarańczową i sokiem pomarańczowym), migdałową i cytrynową (które - z duszą na ramieniu - robiłam po raz pierwszy). Do migdałowej dodałam 2 łyżki kremu czekoladowego, aby wzmocnić nieco kolor, niespecjalnie stępiając jej smak. Mąż zachwycony migdałową, mnie powaliła cytrynowa - wiem, że to był początek ery nowych mas.
Całość starałam się ozdobić bardzo delikatnie. Dobrze, że to Julka w tym roku. Dla dziewczynki zdecydowanie łatwiej jest zrobić ozdoby. Skorzystałam tu ze starego w sensie posiadania prze ze mnie przepisu Basi19 na sztuczny marcepan. I tak nikt ozdob nie zjada, chociaż oczywiście można. Nie podam przepisu, bo nie mam okazji zapytać - czy mogę. Basię pozdrawiam przy okazji... Można zrobić z prawdziwego, ale ten Basi jest bardzo plastyczny i dlatego właśnie go stosuję. Można użyć barwników, ale znów wzięłam pod uwagę okazję. Resztę dopełniłam czekoladą, którą z kolei wszyscy chętnie zjadają.
Stres za każdym razem w zasadzie taki sam - czy bdzie smakować? Czy się będzie podobać? Tu jeszcze dodatkowo fakt, że nie wiem co zrobiłam. Nie po raz pierwszy taka sytuacja, ale po raz pierwszy stres dał mi się we znaki. W sobotę zrobiłam, w niedzielę po południu odebrano ciastko. Wzięłam się za obiad, bo coś ze sobą zrobić musialam ;). I z ta myślą - czy wszystko ok? Prosiłam Kasię, aby zrobili mi zdjęcia ciasta po przekrojeniu, ale nie wiem czy im się to udało. Bo kto będzie o tym pamiętał w takiej chwili... I czy smakowało? Kasia zadzwoniła koło 16 godziny. Impreza w lokalu hotelowym vis à vis naszych okien. Domofon... Mąż zbiega na dół. Wiem, że Kasia przyniosła talerz. I już na wstępie głośno sie pytam:
- Smakowało?
- Mistrzostwo świata. - odpowiedział. - Naprawdę tak Kasia powiedziała (ja tam biorę pod uwagę koloryzację Połówki nieustannie). I jeszcze powiedziała, że nie został ani kawałek, bo goście chcieli dokładkę. Jedzenia na stołach masa, a goście jedli tort. Dobrze, że po obiedzie podany...
Emocje opadły. Całe szczęście. Dla mnie to bardzo ważne. Mogę iść spać... To że po 16? A tam... Jest dobrze.
Komunijny tort dla Julki
Biszkopt:
10 jajek,
1,5 szkl. cukru,
2 szkl. mąki krupczatki (żadnej innej),
2 x na czubek łyżeczki proszku do pieczenia,
tłuszcz i bułka tarta do formy.
Masa czekoladowa:
30 dag masła,
2 łyzki kakao,
1 łyżka wody z kwiatów pomarańczy (lub łyżka soku pomarańczowego zamiast),
2 łyżki soku pomarańczowego,
3 jajka bardzo świeże,
15 dag cukru.
15 dag mlecznej czekolady,
Masa migdałowa:
30 dag masła,
1 łyżka soku z cytryny,
2 łyżki masy czekoladowej (niekoniecznie, ale dla wzmocnienia różnicy kolorystycznej pomiędzy kremami)
3 jajka bardzo świeże,
15 dag cukru,
10 dag mielonych migdałów (polecam gotowe z Lidla, bo są i większe kawałki).
Masa cytrynowa:
30 dag masła,
2 cytryny,
2 łyżki soku z cytryny (niekoniecznie dla tych, co uznają, że krem jest wystarczająco kwaskowaty),
3 jajka bardzo świeże,
15 dag cukru.
Polewa:
125 ml kremówki (30% śmietanki),
20 dag białej czekolady,
6 dag masła.
Ozdoby:
sztuczny marcepan,
5 dag ciemnej czekolady,
liście nietoksycznych roślin np. róż,
odrobina oleju słonecznikowego,
2 pomarańcze (do nasączenia ciasta i do masy czekoladowej)
Polewa:
Proponuję od niej zacząć, bo musi wystygnąć sama od siebie - bez wstawiania do lodówki.
Do małego rondelka wlać śmietanę, dodać masło i połamaną czekoladę. Postawić na małym ogniu i mieszać trzepaczką różgową, aż czekolada całkowicie się rozpuści. Masło zdąży to zrobić znacznie wcześniej. Nie gotować. W momencie gdy czekolada się rozpuści zdjąć z ognia, przykryć szczelnie i odstawić do całkowitego wystygnięcia. W tym czasie zrobić tort.
Przelać całość do miski i ubijać ok. 30 minut na puszysty krem. Powinien zdecydowanie zjaśnieć i powinno go być więcej. Niestety 30 minut to minimum. Ale sie opłaci. Gotową polewę wylać na tort i rozsmarować na całej powierzchni - łącznie z bokami.
Biszkopt:
Spód dużej tortownicy (średnica 28 cm) wyłożyć folią aluminiową. Natłuścić sam spód i wysypać go tartą bułką. Proszę boki pozostawić w stanie naturalnym, bo dzięki temu biszkopt będzie równy. Nagrzać piekarnik do 150°C.
Oddzielić białka od żółtek. Żółtka przekładać do małej miseczki, białka do miski do ubijania. Ubić je na sztywną pianę i cały czas ubijając dodawać porcjami cukier. Gdy całkowicie zostanie rozpuszczony dodawać po jednym żółtku, a następnie porcjami przesianą z proszkiem do pieczenia mąkę - tym razem ubijając na niedużcy obrotach. Przelać do tortownicy i piec ok. 50 minut. Sprawdzić patyczkiem. Wyjąć, delikatnie odkroić boki nożem i zdjąć obręcz tortownicy. Odstawić do wystygnięcia. Odwrócić do góry nogami i zdjąć folię aluminiową.
Spód i boki tortownicy wyłożyć pergaminem. Boki niech będą wyższe od tortownicy o kilka centymetrów. Biszkopt nożem do krojenia chleba - z ząbkami - przekroić na 4 blaty. Spód ciasta ułożyć na dnie, skropić sokiem z pomarańczy.
Masa czekoladowa:
Do małej miseczki ułożonej w kąpieli wodnej (na garnku z wodą tak, aby gotująca się woda nie dotykała dna miski) stopić połamaną czekoladę. Dokładnie wymieszać, aby nie było żadnych grudek. Odstawić do wystygnięcia. Kakao w małej miseczce zalać wodą pomarańczową i sokiem z pomarańczy. Wymieszać na jednolitą papkę - w razie potrzeby dodac jeszcze trochę soku - i odstawić.
Do dużej miski ułożonej w kąpieli wodnej wsypać cukier i wbić jajka. Ubijać na jednolitą, puszystą i jasną masę ok. 10 minut. Zdjąć z garnka i ubijać jeszcze chwilkę, aż przestygnie.
Masło utrzeć w misce razem z kakao. Dodawać porcjami czekoladę - stale ubijając, a następnie masę jajeczną. Ja dodaję 100 ml miarką - za każdym razem dokładnie rozcierając. Odłożyć 2 łyżki kremu do masy migdałowej. Krem wyłożyć na blat ciasta i równo rozsmarować. Przykryć kolejnym blatem, który należy skropić sokiem z pomarańczy po lekkim dociśnięciu.
Masa migdałowa:
Migdały wrzucić na średnią patelnię z grubym dnem i delikatnie uprażyć na średnim ogniu, stale mieszając. Nabiorą smaku i aromatu. Uważać aby ich nie spalić. Natychmiast przełożyć na talerz i odłożyć. Jajka ubić z cukrem tak samo jak w masie czekoladowej.
Masło utrzeć z sokiem z cytryny i odłożoną masą czekoladową. Stopniowo dodawać masę jajeczną - za każdym razem dokładnie rozcierając. Na końcu wmieszać migdały. Krem wyłożyć na kolejny blat biszkoptowy, przykryć następnym, docisnąć lekko i skropić sokiem z pomarańczy.
Niestety zapomniałam o zdjęciu...
Masa cytrynowa:
Cytryny porządnie wyszorować szczoteczką i mydłem, po czym dobrze opłukać. Włożyć do rondelka, zalać zimną wodą i postawić na ogniu. Gdy woda się zagotuje, wylać ją i powtórzyć operację jeszcze dwukrotnie. Gotowe cytryny przełożyć do miseczki i wystudzić. Odkroić delikatnie nasady, przekroić na pół i usunąć pestki. Całość zmiksować i koniecznie przetrzeć przez gęste sitko. Powinniśmy otrzymać jasną pulpę, bo skórka całkowicie zatrzyma się na sitku - i o to chodzi.
W czasie gdy cytryny stygną ubić jajka z cukrem w kąpieli wodnej tak, jak w masie czekoladowej.
Masło utrzeć z sokiem z cytryny (można dodać go na końcu, bo drugą łyżkę tak dodałam - bez szkody dla kremu) i systematycznie dodawać masę jajeczną - za każdym razem dokładnie rozcierając. Masę rozsmarować na torcie. Ostatni blat odwrócić i od wewnętrznej strony skropić sokiem pomarańczowym. Delikatnie przykryć całość i równie delikatnie docisnąć. Wsadzić do lodówki na czas ubijania polewy. Zdjąć obręcz, usunąć pergamin i położyć na kratce. Polać polewą i ozdobić wg uznania.
Ozdoba:
Ze sztucznego marcepana zrobiłam różyczki. Liście z czekolady. Czekoladę należy rozpuścić w kąpieli wodnej. Liście róż bardzo delikatnie umyć i poodrywać od łodyżek, starając się zostawić - nawet ten bardzo krótki - ogonek. Osuszyć ręcznikiem papierowym. Od spodu każdy listek posmarować delikatnie olejem - palcami. Pędzelkiem rozsmarować czekoladę, wsadzić na kilka minut do stężenia do lodówki i jeszcze raz posmarować czekoladą. Po ponownym zupełnym zastygnięciu bardzo delikatnie usunąć listki. Nie każdy listek wyjdzie idealny, dlatego trzeba wziąć ich trochę więcej. Tym bardziej, że jeden listek da się użyć jeden raz. Gdyby resztki listków zostały na oderwanej czekoladzie - ostrym nożem delikatnie usunąć.