Mam taki zwyczaj - na nieszczęście mojego męża - że będąc na zakupach kieruję się w stronę półek z książkami. W księgarni to nie dziwota, ale markecie... Przeglądam z reguły aby zobaczyć co nowego tam słychać. Nie należę do osób, które lubią zakupy, ale przeglądanie książek kucharskich to jedna z tych przyjemności w tym momencie, której odmówić sobie nie mogę. No i czasami jest problem...
Ten problem nazywa się nową pozycją na półce. Tym razem na własnej. I tak kupiłam sobie jedną z bardzo fajnej serii, którą lubię. Niemniej jednak przejrzałam wszystkie będące tam i niestety zapamiętuję co w nich było. Mogę nie pamiętać tytułu, ale zapamiętam kilka dań. Męczę się potem ogromnie, bo chciałabym to spróbować. Nie było rady, trzeba kupić kolejną. Tylko, że... okazało się, że nachodzić się za tą pozycją trzeba. Złośliwość rzeczy martwych - gdybym jako pierwszą wybrała tę, to już w pierwszej księgarni kupiłabym kupioną. Chyba trochę komplikuję - nie jest ważne, bo prócz zdenerwowanego deczko męża - jak można biegać za książką kucharską? - i bolących w rezultacie nóg mam i świetną książkę Rachel Lane i Tinga Morris "Na ostro". Warto było! Tym bardziej, że potrzebne rzeczy w większości mam w swojej kuchni.
Lubimy ostrą kuchnię, więc wiem, że często do niej będę zaglądać. Utkwiły mi wtedy dokładnie 3 danie i jednym z nich chciałam się właśnie z Wami podzielić. Nieco zmieniłam, ale zmiany są nieznaczne. Ryba nada się każda morska o zwartym mięsie. Ja użyłam czarniaka i sprawdził się świetnie. Co prawda usunęłam ości wzdłuż kręgosłupa dzieląc każdy kawałek na dwa zdecydowanie nierówne (na zdjęciu tego nie widać ;P), ale każdy dostał swoją przysługującą częś, a nawet więcej... Bowiem ryby było dużo. Ziemniaki w sałatce zjedliśmy jeszcze ciepłe, ale mogą być podane na zimno. Na dobrą sprawę można danie zrobić w plenerze. I na tym chyba koniec uwag.
No... może poza jedną. Uwga! Będzie ostro!!!
Dwoma. Proporcje na 6 porcji, gdzie 80 dag użytych ziemniaków ledwie wystarczyło na naszą trójkę. Ryby było 5 kawałków różnej wielkości, więc rozdzieliłam według potrzeb. Nie zostało śladu...
Czarniak w harissie z sałatką ziemniaczaną
Sałatka:
1 kg młodych małych ziemniaków,
2 gałązki świeżej mięty,
4 ząbki czosnku,
1 szkl. kwaśnej śmietany,
1,5 łyżeczki mielonej kolendry,
2 łyżki posiekanej świeżej mięty,
sól, pieprz.
Ryba:
2 łyżki pasty harissa,
3 łyżki oliwy extra vergine,
6 filetów (po 15 dag) z czarniaka lub innej białej ryby, bez skóry.
Ziemniaki obrać z delikatnej skórki, albo dokładnie wyszorować i ze skórką wzrucić do rondla. Większe przekroić na pół. Zalać zimną wodą tak aby przykryła ziemniaki jedynie, dodać gałązki mięty i lekko posolić. Gotować 10-15 minut. Odcedzić.
Czosnek obrać, zmiażdżyć nożem i drobno posiekać. Wymieszać ze śmietaną, kolendrą i miętą. Doprawić solą i pieprzem. Wymieszać z ciepłymi ziemniakami, ewentualnie doprawić i odłożyć na czas przygotowania ryby, lub wystudzić zupełnie.
Harissę przełożyć do miski i wymieszać z 1 łyżką oliwy.
Posmarować przygotowaną mieszanką filety z wierzchu.
Na dużej patelni rozgrzać pozostałą oliwę, włożyć rybę i smażyć najpierw od strony usuniętej skóry. Po 2-3 minutach odwrócić i dosmażyć przez kolejne 2-3 minuty. Zależeć to będzie od grubości filetów. Ryba nie powinna być przezroczysta, a płatki lekko odchodzić.
Sałatkę wyłożyć na talerze lub jeden duży półmisek. Na wierzchu ułożyć usmażoną rybę.
Życzę smacznego. Książkę warto mieć w swoich zbiorach, jeśli lubimy dania "z kopem". Podobno w lecie jedzenie ostrych dań jest wskazane - zabija wszelkiego typu bakterie. Nam nie potrzeba dodatkowego powodu - sam smak wystarczy. Polecam gorąco.
Ewa