18 spotkań przy stole, 18 comidas, 18 meals..

18 spotkań przy stole to film hiszpański w reżyserii Jorge Coral z 2010 roku. Przed obejrzeniem przeczytałam o nim kilka recenzji, po których wiedziałam, że mogę się spodziewać dobrego filmu skłaniającego do refleksji, z rodzaju tych co lecą na TVP Kultura. Film obejrzałam i muszę przyznać, że inaczej go odebrałam, natomiast opowiedzenie o czym jest to dla mnie nie lada wyzwanie.. To o czym opowiada, można by zamknąć właściwie w jednym słowie: „życie”, a życie ma różne smaki tak jak jedzenie. Jest to jeden z tych uniwersalnych filmów, którego akcja mogłaby dziać się gdziekolwiek, bowiem zmieniają się stroje, krajobrazy, ale dramaty ludzkie wciąż pozostają te same. Opowiada o wszystkim i o niczym, bo jest to zlepek równoległych wątków w ich kulminacyjnych momentach tzw. zwrotach akcji lub zakrętach życiowych. Wszystkie zaczynają i urywają niespodziewanie. Resztę można sobie dopowiedzieć tak, jak dyktuje nam własne doświadczenie. Łączy je jedno, akcja rozgrywa się podczas spotkań przy stole i wspólnych posiłkach. Nie liczyłam, ale podobno jest ich 18 (6 śniadań, 6 obiadów i 6 kolacji). Gdybym nigdy nie była w Hiszpanii i nie liznęła drobnego ułamka hiszpańskiej mentalności, pomyślałabym, że tak sobie reżyser wymyślił, aby uniknąć chaosu i mieć cokolwiek co łączy te wydarzenia. Jednak z tego co się orientuję wspólne spotkania przy stole są dla Hiszpanów niezwykle ważne, często jedzą „na mieście” wspólnie ze znajomymi lub rodziną. Posiłek traktują jako pretekst do spotkań. W filmie ma się wrażenie, że to właśnie jedzenie prowokuje do emocjonalnych uniesień, albo zastępuje rozmowy.
maps.google.com
Akcja toczy się przez jeden dzień od śniadania do kolacji w Santiago de Compostela (na mapie znaczek z literą A) miasto na północnym zachodzie. Myślę, że nie ma sensu pisać jakie historie reżyser wybrał do swojego filmu, bo zdradziłabym cały film. Powiem tylko, że są tam spotkania wesołe i smutne, kłótnie i milczenie, rozstania i powroty etc. Do tego świetne aktorstwo, bardzo naturalne, film dobrze się ogląda.
Podczas jednego posiłku w filmie podana była ryba pieczona w soli. Tą metodę widziałam już w jakimś programie, chyba „Ugotowani”, ale nie pamiętam czy w polskiej czy w brytyjskiej wersji („Come dine with me”). Ponieważ pomysł mnie urzekł już za pierwszym razem, a teraz ponownie mnie zachwycił, postanowiłam przygotować rybę właśnie w ten sposób. Przepis jest prosty. Ryba musi być świeża i w całości (oczywiście wypatroszona). Najlepiej nadaje się do tego ryba z białym mięsem, ale nie koniecznie morska. Ja, użyłam źródlanego pstrąga i rybka wyszła pierwsza klasa, soczysta, mięso samo odchodziło od ości. Pycha!
Użyłam składniki:
2 świeże pstrągi każdy po 300 gram, 1 limonkę, pół pęczka natki kolendry, 900 gram soli morskiej gruboziarnistej, oliwę z oliwek z natką pietruszki jako sos i kwiaty ogórecznika do dekoracji.
Przygotowanie:
Pstrągi nadziałam kolendrą i plastrami limonki. Sól wsypałam do miski i wymieszałam ze szklanką zimnej wody, aby przypominała mokry piasek. Warstwą soli wysypałam dno blaszki (użyłam tradycyjną metalową emaliowaną) na to ułożyłam ryby i przysypałam resztą soli. Piekłam 25 minut w 180 stopniach. Po upieczeniu, skruszyłam skorupę soli. Podawałam z oliwą i zieloną natką pietruszki, udekorowałam kwiatami ogórecznika, które są jadalne. Można skropić sokiem z cytryny, zamiast oliwy użyć masła a nadziać czym się lubi.
W niektórych przepisach sól łączy się z ubitymi na sztywno białkami jaj.
Gotowe, smacznego!
Podpowiem, że film jest dostępny na portalu chomikuj. Polecam.