W Bąkowie, niewielkiej miejscowości na Śląsku, Beata i Wojtek postanowili wybudować drewnianą karczmę. To przedsięwzięcie uznali za inwestycję życia, która miała zapewnić im stabilny dochód i zabezpieczyć przyszłość. A dogodna lokalizacja restauracji w Dolinie Górnej Wisły, przy głównej drodze, miała gwarantować im stały ruch klientów.
Budowa oraz wykończenie karczmy, stworzenie okazałego ogrodu i wygodnego parkingu pochłonęło mnóstwo czasu, pieniędzy i energii właścicieli. W dodatku obiekt miał jeszcze jedną atrakcję - w pobliżu znajdowała się niewielka stajnia. Początki działalności zapowiadały się niezwykle obiecująco, gości nie brakowało, a gastronomiczny interes miał się całkiem dobrze. Problemy zaczęły się od załogi, a właściwie od kucharzy, którzy się nieustannie zwalniali. Klientów ubywało, a "Chata po zbóju" okazała się studnią bez dna.
Każdego miesiąca właściciele musieli dokładać pieniądze, aby pokryć straty restauracji. Wojtek zaczął też szukać przyczyny niepowodzeń - bez ogródek stwierdził, że to właśnie pracownicy pogrążają ich interes. Z tego powodu pracy w kuchni podjęła się Beata. Mimo braku klientów kucharze nie mogli narzekać na nudę - rozbudowana karta dań wprowadzona przez Wojtka zmuszała załogę do bezsensownej, ciężkiej pracy. Właściciel uważał jednak, że klienci muszą mieć w czym wybierać. Małżeństwo zaczęło się spierać o menu - Beata chciała je skrócić, a Wojtek planował wprowadzić dodatkowe dania, które mogą przyciągnąć nowych gości. W dodatku nie miał skrupułów obwiniać żonę za złą sytuację w karczmie. Problemy nawarstwiły się do tego stopnia, że postanowili zgłosić się do programu "Kuchenne rewolucje".
Czy uda się uratować upadającą restaurację? Czy małżeństwo dojdzie do porozumienia? Czy słynna restauratorka rozwiąże problemy "Chaty po zbóju"? O tym przekonacie się, oglądając "Kuchenne rewolucje" w czwartek o 21.30 na antenie TVN.
